Nowa klasyfikacja chorób, opracowana przez Światową Organizację Zdrowia, przynosi naprawdę ważne zmiany w sferze dotyczącej zdrowia seksualnego. Jedną z nich jest uznanie tego przejawu ludzkiej seksualności, który wiąże się z konsensualnymi aktywnościami BDSM. Z listy zaburzeń preferencji seksualnych znika także fetyszyzm.
Angielski skrót BDSM można rozszyfrować następująco: BD – bondage&discipline (wiązanie i dyscyplina), DS – domination&submission (dominacja i uległość), SM – sadomasochism (sadomasochizm). Potocznie tego rodzaju aktywności kojarzy się z bólem i wykorzystaniem siły fizycznej, ale relacja dominacji i uległości to tak naprawdę relacja władzy, która jest źrodłem napięcia seksualnego. Ból i siła mogą, ale nie muszą być częścią aktywności BDSM. Przemoc, maltretowanie, brutalność nigdy nią nie są.
Nowa Międzynarodowa Klasyfikacji Chorób to ICD-11. Jest dostępna na stronie WHO. W tej chwili jest na etapie wdrażania w krajach członkowskich. Ma obowiązywać od 1 stycznia 2022 roku.
Na czym polega zmiana
Obecnie nadal obowiązuje „stara“ Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób ICD-10, w której sadomasochizm jest uznany za zaburzenie preferencji seksualnych, czyli zaburzenie w sferze tego, co wybieramy do realizacji naszej potrzeby seksualnej. Inne parafilie (zaburzenia preferencji seksualnych) to np. fetyszyzm, ekshibicjonizm, podglądactwo, pedofilia, zoofilia czy nekrofilia.
Zobacz: SŁOWNICZEK KINK
Sadomasochizm jest definiowany w ICD-10 jako preferowanie aktywności seksualnej, w której ma miejsce zadawanie bólu, zniewolenie, upokorzenie. Sadystą jest osoba, która wykonuje takie czynności, a masochistą – osoba, która czerpie przyjemność z ich przyjmowania.
Już na pierwszy rzut oka widać, jak ta definicja nie przystaje do rzeczywistości, w której istnieją związki realizujące w swoim życiu seksualnym aktywności BDSM. Definicja z klasyfikacji chorób w ogóle nie odnosi się do kwestii zgody, umowy między partnerami, czyli do tego, co w seksuologii nazywa się normą partnerską (wszystko, co odpowiada partnerom i partnerkom i odbywa się za zgodą jest w porządku).
Było to zresztą doskonale widoczne w gabinetowej praktyce. Osoby, które realizują konsensualny BDSM, po prostu nie pojawiały się w gabinetach, a w każdym razie nie z tego powodu.
Sam zapis z ICD-10 (ten o sadyzmie) jest natomiast stosowany właściwie tylko w związku z diagnozą sprawców przestępstw na tle seksualnym. Chodzi o to, by potwierdzić lub wykluczyć zaburzenie preferencji seksulnych pod postacią sadyzmu.
I tę właśnie praktykę nowa klasyfikacja ICD-11 próbuje oddać. Sadyzm (już bez masochizmu) jest nadal wyliczony wśród parafilii, ale jego definicja kładzie nacisk na to, że musi się manifestowaś wobec osoby, która nie wyraża na to zgody, która jest przymuszana, a aktywności o charakterze seksualnym są jej narzucane. Dla zupełnej jasności dodano zdanie, że zaburzenie związane z seksualnym sadyzmem wyklucza konsensualny sadyzm i masochizm.
Fragment ICD-11, źródło: icd.who.int
Z listy parafilii znika także fetyszyzm. A w definicjach innych zaburzeń preferencji seksualnych takich, jak ekshibicjonizm, woyeryzm, ocieractwo, podkreśla się, że chodzi o działania, na uczestnictwo w których inne osoby nie wyraziły zgody.
Gigantyczny krok WHO
W polskiej seksuologii (nazwijmy to głównego nurtu) mało jest odniesień do zachowań, aktywności, realizowania seksualności poza heteronormatywną normą. Najwięcej (choć wcale to nie znaczy, że w wystarczający sposób) mówi się o zdrowiu seksualnym osób LGBT. Prawie wcale nie mówi się natomiast o takich przejawach ludzkiej seksualności jak konsensualny BDSM czy konsensualna niemonogamia. W podręcznikach seksuologicznych, nawet tych najnowszych, nie pojawia się termin BDSM.
Zmiana klasyfikacji chorób jest zatem ważnym krokiem na drodze do normalizacji mniej powszechnych sposobów ekspresji seksualnej. BDSM jest póki co w pewnego rodzaju czyścu – z jednej strony ekspolatuje go popkultura, a z drugiej – to „coś strasznego“, perwersja.
– Od ponad wieku żyjemy w świecie kulturowego paradoksu: opisy interesujących nas zachowań seksualnych są na tyle pociągające, że media odwołują się do nich, by wzbudzić zainteresowanie i zwiększyć zyski. Jednocześnie jednak nie rozumiemy tych zachowań i potępiamy je, postrzegając osoby czyniące z BDSM część swojego życia jako istoty od nas różne, przerażające i złe – tak ten czyściec podsumowują we wstępie do książki „Inna rozkosz. Świat dominacji i uległości seksualnej“, Gloria G. Brame, William D. Brame i Jon Jacobson.
Świat BDSM
Każdy, kto chce w sposób totalny doświadczyć, czym jest zgoda w seksie, powinien choć raz wybrać się do klubu BDSM. W tym miejscu nic nie zadzieje się bez zgody drugiej osoby. W tym miejscu nikt nie tylko nie narzuci innej osobie niechcianego zachowania, ale nawet nie klepnie jej w ramię, by zwrócić jej uwagę. Partnerzy BDSM mogliby też uczyć innych porozumiewania się. Osoba dominująca (nie jest przemocowa) przejmuje władzę nad osobą uległą (która nie jest ofiarą), ale granice tej władzy są jasno określone i przestrzegane.
– Nigdy nie byłam osobą służalczą. Jestem uległa. Mam wybór – tak mówi o swojej roli jedna z bohaterek „Innej rozkoszy“.