Zrobić loda – fajne, czy niefajne? I rzecz jasna nie chodzi o pieszczotę (bo ta, wiadomo…), ale o określenie.

Według Słownika seksualizmów polskich Jacka Lewinsona zrobić loda, czy w ogóle lody na określenie seksu oralnego mają zabarwienie grubiańskie. Ja jednak uważam, że powszechne przekonanie o tym, że w polskim języku seksualnym dominują wulgaryzmy lub określenia grubiańskie nie oddaje indywidualnego doświadczenia. To raczej brak komfortu, jeśli chodzi o otwarte (także publiczne) rozmawianie o seksie , wywołuje niechęć do samego języka i seks słówek.

A że pogląd o nieadekwatności polskiego języka dominuje publicznie, to i my często go powielamy, niezależnie od tego, co myślimy albo jakiego języka używamy z partnerem. To trochę jak z definicją, czym jest seks. Jak się tak głebiej zastanowić, to dominuje przekaz, w którym seks = penis, wagina, penetracja. W sumie … to przecież bardzo wąska definicja, wykluczająca cały szereg przeżyć i doświadczeń.

Podczas ostatnich warsztatów „O seksie doSŁOWNIE“, kiedy zastanawialiśmy się nad emocjonalnym ładunkiem seks słówek, zrobić loda wylądowało w czterech kategoriach; dwóch negatywnych, ale też w dwóch pozytywnych. Było i wulgarne i nieładne, ale też i podniecające i pozytywne. To, co dla jednej osoby może być nie do przyjęcia, do innej jest absolutnie fajnym językiem. Dobrze jest zdawać sobie z tego sprawę.

A Wy co sądzicie o określeniu robić loda? Podzielcie się tym ze mną.