Niedzielne przedpołudnie, lipcowe (trochę oszukane) słońce, panelowa dyskusja o masturbacji kobiet. Ku mojej radości zaczęła się od refleksji nad samym słowem; więc jednak – od słów wszystko się zaczyna. I od razu coś do zastanowienia: dla prowadzących dyskusję masturbacja niesie skojarzenia z mężczyznami, samo słowo bardziej oznacza czynność męską niż kobiecą.
Dla mnie nie. Ale seksualny język jest bardzo indywidualny, więc może ten aspekt skojarzeń masturbacji z czymś, co przynależy mężczyznom, dla niektórych kobiet również ma znaczenie. Być może to dodatkowy dyskomfort w i tak nadal dość trudnym temacie.
Czy są zatem słowa, które mogą lepiej oddać doświadczenie kobiet, które same sobie sprawiają przyjemność? Seks solo, samomiłość, automiłość, czy wreszcie szwedzka próba wymyślenia zupełnie nowego słowa na określenie kobiecej masturbacji – klittra. To wszystkie określenia pojawiły się podczas dyskusji.
Klittra raczej nie zrobi już kariery, biorąc pod uwagę, że Szwedzkie Stowarzyszenie na Rzecz Edukacji Seksualnej (RFSU) próbowało ją upowszechnić dwa lata temu. Ale dla mnie ma swój urok, bo podkreśla znaczenie clitoris, łechtaczki w kobiecej seksualności. A to właśnie pieszczoty łechtaczki (a nie sama penetracja) są dla większości kobiet najlepszą drogą do osiągnięcia orgazmu.
Czy zatem kobiety potrzebują swojego słowa na określenie masturbacji? Co o tym sądzicie?
Niezależnie od słowa na pewno wszyscy potrzebujemy akceptacji dla masturbacji. Masturbacja daje taki kontakt z naszym ciałem, który nas karmi i nasyca – mówiła podczas dyskusji seksuolożka Izabela Jąderek. Ten kontakt oznacza i akceptację dla swojego ciała i jego świadomość. To naprawdę jest wyzwalające doświadczenie, które daje poczucie, że moja seksualność jest … hm … po prostu moja. W tym znaczeniu, że sama ją kształtuję i sama za nią odpowiadam. Orgazm i przyjmność naprawdę nie muszą być czymś, co kobieta „dostaje“ od partnera, czy partnerki, sama to kształtuje.