Gdyby szukać synonimów nudnego seksu, to pod kołdrą byłoby pewnie jednym z nich. I to nawet całkiem wysoko na liście, bo pod kołdrą przywołuje co najmniej kilka skojrzeń dalekich od seksualnych ekscesów. Ale czy słusznie?
Pod kołdrą to może znaczyć w tradycjnym miejscu, czyli w łóżku albo przynajmniej w sypialni. Pod kołdrą kojarzy się z przykrywaniem, chowaniem, więc i bez światła. Jeśli bez światła, to i tradycyjna pora na seks – wieczorem.
A przecież dla wielu par ich sypialnia jest azylem, być może jedynym naprawdę ich miejscem w domu, a wieczór to tak potrzebna przerwa między obowiązkami dnia poprzedniego a obowiązkami dnia następnego. Pod kołdrą bywa przytulnie i blisko. I – co nabiera sporego znaczenia wraz z nadejściem chłodniejszych dni – ciepło. Gdy jest nam zimno, jakoś trudno sobie wyobrazić relaks i przyjemność.
Czy zatem codzienny seks naprawdę zasłużył sobie na to, żeby go nazywać seksem tradycyjnym, zwykłym, nudnym?
Jest jeszcze jedno określenie – waniliowy seks. Najczęściej ten zwrot idzie w parze z opisem aktywności kink (swoją drogą najlepsza definicja kink jaką słyszałam: to, co inni robią, czego my nie robimy) albo BDSM jako ich przeciwieństwo. Ale mógłby funkcjonować samodzielnie – jako fajny i przyjemny seks partnerski. Waniliowy kojarzy mi się jeszcze – choć nie wiem do końca dlaczego – z seksem pary, która ma już pewien staż, czuje się ze sobą bezpieczenie, niczego nie udaje. I kiedy chce – eksperymentuje z innymi smakami.
Jaki smak ma Wasz seks?